data dodania artykułu: 13 lipiec 2009
źródło: PAP
Od lat 90. XX wieku w onkologii pojawia się coraz więcej tzw. leków celowanych (pierwszym była MabThera zarejestrowana w USA w 1997 r. pod nazwą Rituxan do leczenia chłoniaka nieziarniczego). Działają one tylko na konkretną cząsteczkę - np. receptor komórkowy czy enzym, od którego zależy wzrost guza. Podawanie ich ma sens tylko u chorych, u których z powodu mutacji nowotwór produkuje nadmierne ilości danego białka. Jednak aby to stwierdzić trzeba wykonać testy genetyczne.
Dobrym przykładem takiego podejścia jest zastosowanie leku o nazwie Herceptyna (trastuzumab) u pacjentek z rakiem piersi, u których z powodu mutacji komórki nowotworowe produkują nadmiar receptora HER2. U tych kobiet rak rozwija się bardziej agresywnie i częściej daje przerzuty. Do niedawna medycyna nie mogła im zaoferować zbyt wiele, ale od momentu pojawienia się Herceptyny wielu z nich można uratować życie.
Testy genetyczne mogą też pomóc oceniać, jak dany pacjent metabolizuje leki i w związku z tym, czy optymalna będzie u niego wyższa czy niższa dawka, albo czy lek w ogóle zadziała. Zależy to od aktywności enzymów wątrobowych, która jest uwarunkowana genetycznie. Obecnie ma to już zastosowanie w dobieraniu dawek doustnych leków przeciwzakrzepowych, czy wyborze leków na gruźlicę.
Jak podkreślił prof. Gaciong, testy genetyczne nie są wprawdzie bardzo tanie (od kilkuset do kilku tysięcy złotych), ale jeśli weźmie się pod uwagę ceny leków celowanych to okazuje się, że taka diagnostyka się opłaci.