- Gdyby miał Pan możliwość przeprowadzenia gruntownej reformy w polskim lecznictwie onkologicznym, jakie podjąłby Pan działania?
- Przede wszystkim - co powtarzam do znudzenia od lat - należy zdecydowanie podnieść poziom szkolenia onkologicznego wśród lekarzy pierwszego kontaktu, bo niewielu z nich jest w stanie rozpoznać zmianę nowotworową, a przynajmniej ją podejrzewać na podstawie wywiadu i wstępnego badania ambulatoryjnego. Pacjent bywa więc leczony na coś zupełnie innego, a tymczasem guz rośnie. Swego czasu przedstawiłem dokładny projekt takiego szkolenia, który zamknąłby się roczną kwotą 6,5 milionów złotych. Po czterech latach zyskalibyśmy poprawę stanu klinicznego rzędu 20 proc., a więc drastycznego obniżenia kosztów leczenia! Moim zdaniem, wystarczyłby 10-16-godzinny kurs szkoleniowy, organizowany co 12-18 miesięcy, nie centralnie, a w poszczególnych województwach. Ale państwo musi go sfinansować, zwolnić lekarzy z pracy na czas szkolenia, zwrócić koszty dojazdu, a przede wszystkim, wydać odpowiednie zarządzenie, że taki kurs jest obowiązkowy pod rygorem utraty prawa do wykonywania zawodu! Tematem kursu ma być diagnostyka, oparta na najprostszych instrumentach: słuchawce, rękach i wywiadzie z pacjentem. Dobrze przeprowadzony wywiad zapewnia 70-80 procent ustalenia możliwości istnienia choroby nowotworowej. Następnie taki lekarz musi mieć bazę placówek onkologicznych, by wiedzieć, gdzie od razu skierować chorego, bez tracenia cennego czasu. Tymczasem z badań wynika, że co trzeci pacjent traci prawie cztery miesiące na spotkaniu z lekarzem pierwszego kontaktu, bo ten albo nic nie stwierdza i każe zgłosić się za 2-3 miesiące, albo kieruje go kolejno na badanie krwi, rentgen, USG, tomografię... zamiast od razu do onkologa. Powoduje to nie tylko niepotrzebnie stres i cierpienie, ale i drastyczny wzrost kosztów leczenia, bo zmiany nowotworowe zdążyły się rozrosnąć, przerzucić. Wspomnę tylko, że koszt leczenia I stopnia nowotworu wynosi 70-120 tysięcy złotych, podczas gdy III-IV stopnia już 700-800 tysięcy! Czy stać nas na taką rozrzutność?! Równolegle - o czym już wspominałem - utworzyłbym oddziały dla przewlekle chorych onkologicznie. Według mnie, argumenty o braku środków na realizację takiego szkolenia nie mają racji bytu: pozwólmy współfinansować takie kursy różnym firmom, niekoniecznie farmaceutycznym. Może na przykład jakiś deweloper chciałby zrobić coś dobrego? Potem można by było starać się o refundację chociaż części kosztów z funduszy Unii Europejskiej. Myślę, że brakuje tu dobrej woli, a my wolimy leczyć skutki choroby za ogromne pieniądze, zamiast im zapobiegać. Przy okazji tracimy z oczu najważniejszą w tym wszystkim osobę - pacjenta, powodując jego niepotrzebne cierpienia. Pamiętajmy, że w onkologii ważny jest nie tylko czas przeżycia chorego, ale również warunki, w jakich to leczenie się odbywa i świadomość, że nie jest on obojętny lekarzowi, który prowadzi leczenie. „Onkologia w Praktyce Klinicznej", dwumiesięcznik Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej, jest poświęcony wyłącznie aspektom edukacyjnym. Pismo przeznaczone jest zarówno dla lekarzy w trakcie specjalizacji z onkologii klinicznej, jak i dla praktyków, którzy mogą tu znaleźć prace poglądowe podsumowujące aktualny stan wiedzy w poszczególnych zagadnieniach oraz krytyczne omówienia standardów diagnostyczno-terapeutycznych w onkologii. Pismo nie stroni od zagadnień rzadkich i kontrowersyjnych. Jego interaktywny charakter polega na zachęcaniu czytelników do przysyłania uwag i komentarzy oraz artykułów o charakterze edukacyjnym. Młodzi adepci onkologii klinicznej, którzy nie ukończyli jeszcze 35. roku życia, są zachęcani do nadsyłania interesujących przypadków klinicznych. Są one nagradzane w drodze konkursu, a autorzy najciekawszych artykułów edukacyjnych czy analiz szczególnie interesujących przypadków klinicznych, mają szansę ubiegać się o stypendia na dowolny kongres na świecie w celu zaprezentowania swojej publikacji. Polska onkologia wymaga zmian systemowych i szkoleniowych.