Odsetek pacjentów, u których doszło do remisji choroby był dwukrotnie wyższy w grupie leczonej rytuksymabem niż w grupie leczonej standardowo.
Do najważniejszych skutków ubocznych podania przeciwciała dr Deptała zaliczył częstszą - niż w grupie leczonej standardowo - neutropenię, czyli spadek liczebności limfocytów, które stanowią pierwszą linię obrony organizmu przed zakażeniami bakteryjnymi. W grupie leczonej przeciwciałem neutropenię stwierdzano u ponad 33 proc. pacjentów, podczas gdy w grupie leczonej standardowo - ponad 20 proc. Świadczy to silniejszym toksycznym wpływie nowoczesnej terapii na te komórki.
"Na szczęście nie przełożyło się to na częstsze występowanie infekcji u chorych" - zaznaczył lekarz.
Dr Deptała podkreślił, że nie wszyscy chorzy z CLL wymagają zastosowania rytuksymabu. Na przykład pacjenci, u których choroba nie postępuje, nie daje żadnych objawów i którzy nie mają dodatkowych czynników ryzyka (np. zmian w chromosomach), stosuje się taktykę obserwacji. Jest to związane z tym, że u starszych chorych negatywne skutki uboczne leczenia nowotworu mogłyby znacznie przewyższać korzyści, podkreślił lekarz.
Jak ocenił dr Deptała, rytuksymab powinien być leczeniem pierwszoliniowym u tych osób, które mają zmiany w chromosomach 17 czy 11, albo wykrywa się u nich chorobę w bardziej zaawansowanym stadium rozwoju.
W Polsce co roku odnotowuje się 1400 nowych zachorowań na CLL. Szczyt zachorowań przypada na 64-66 rok życia, ale ok. 15 proc. chorych to osoby, które nie ukończyły 50 roku życia. Mężczyźni cierpią na tę białaczkę dwa razy częściej niż kobiety.