"Hamowanie aktywności poszczególnych genów to technologia, która przeżywa obecnie swój rozkwit. Za odkrycie tego procesu badacze A. Fire i C.C. Mello dostali w 2006 Nagrodę Nobla. Wyciszanie aktywności genu polega na dostarczeniu do komórki krótkich, syntetycznych cząsteczek podwójnoniciowego RNA o ściśle określonej sekwencji, które powodują zniszczenie mRNA konkretnego genu: w ten sposób działanie genu zostaje skutecznie zahamowane. My będziemy syntetyzować takie siRNA i ładować do erytroctów, które potem wycelujemy w nowotwór" - mówi prof. Stępień.
Jak zaznacza, ta technologia nie jest nieznana. Firmy farmaceutyczne i inne grupy badawcze robią podobne eksperymenty. Są już przykłady, że terapie oparte na hamowaniu genów działają u ludzi. Na przykład w starczym zwyrodnieniu plamki w oku dokonywano iniekcji siRNA do ciała szklistego pacjentów i ostrość widzenia została ustabilizowana.
Nanomaszyny od wielu lat stanowią obiekt marzeń lekarzy i chorych. Już twórca chemioterapii, wynalazca pierwszego leku na kiłę (
syfilis) mówił ponad 100 lat temu, że biolodzy powinni nauczyć się wyszukiwać magiczne kulki, magiczne pociski, które celowałyby w bakterie i je niszczyły.
Rozmiary owych "kulek" tworzonych z pojedynczych atomów rozpatrywane są w nanoskali - to właśnie rozmiary DNA. Ostatnio odkryto sposób wytwarzania siatki wykonanej z atomów węgla. Można ją zwijać i tworzyć nanorurki i inne bardzo cienkie struktury, w których zachodzą zjawiska kwantowe. Istnieje ogromna liczba zastosowań tych nowych materiałów w biologii, medycynie, a szczególnie w diagnostyce i terapii. Jednakże warunkiem wykorzystania takich materiałów jest ich bezpieczeństwo. "Nanomaszynki" nie mogą się powielać, muszą ulegać wydalaniu i produkty tego rozpadu musza być bezpieczne. Tymi zagadnieniami zajmuje się nowa dziedzina nauki: nanotoksykologia.
"Nanomaszyny mogą na przykład służyć do obrazowania nowotworu. Jeżeli obawiamy się remisji nowotworu u chorego, moglibyśmy dzięki nim po prostu sprawdzać co pewien czas, gdzie są ogniska i czy w ogóle jest jakiś nowotwór w organizmie. Należałoby zidentyfikować ognisko rakowe - miejsce, w którym komórki mnożą się w sposób niezaprogramowany" - stwierdza prof. Stępień.
Choć prognozowanie wyników badań naukowych nie jest zasadne, można z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że genetycy, biotechnolodzy i nanotechnolodzy są na dobrej drodze, aby klasyczną chemioterapię i fototerapię oraz magnetoterapię uzupełnić "dostawą pod wskazany adres". Ich wysiłki zmierzają ku temu, by nauczyć się dostarczać substancje przeciwnowotworowe w konkretne miejsce. Gdyby im się to udało, cały organizm nie musiałby być zatruwany substancją chemiczną, bowiem trafiałaby ona wyłącznie w miejsce, w którym powinna wykorzystać swoje jadowite działanie.