Sławomir Zając podkreśla, że ciągle jest wysoki poziom potencjalnego zagrożenia dla pacjentów, którzy często nie potrafią podjąć samodzielnej ewakuacji.
Déjà vu po 30 latach
Pożar, który wybuchł z 30 października na 1 listopada 1980 w szpitalu w Górnej Grupie ciągle powraca jako przestroga. Na tamtejszym oddziale Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych im. dr Józefa Bednarza w Świeciu przebywało prawie 400 pacjentów. 55 zginęło w płomieniach, a 26 zostało ciężko poparzonych.
Bezpośrednią przyczyną pożaru była nieszczelność przewodu kominowego. Po pożarze oddziału w Nowej Grypie nie uruchomiono ponownie.
– 30 lat to przy postępie technologicznym wręcz przepaść. Te obiekty, które funkcjonują, są na bieżąco modernizowane. Wiadomo, że po każdej takiej inwestycji konieczne jest, mówiąc potocznie, odebranie przez odpowiednie służby – w tym straż pożarną. Co roku także prowadzimy ćwiczenia ewakuacyjne – wyjaśnia portalowi rynekzdrowia.pl Waldemar Szczepański, dyrektor szpitala Świeciu.
Choć od tragedii minęły już trzy dekady, problemy nie znikają. Po tragedii w Lublińcu prokuratura wyjaśnia, czy śmierci trzech pacjentów, którzy mieli trudności w samodzielnym poruszaniu, można było uniknąć. Sprawdzane jest także postępowanie personelu przed pożarem. Na razie nie wyklucza się dwóch wersji – ogień został przypadkowo zaprószony przez jednego z pacjentów lub pożar był skutkiem podpalenia.