Dotychczasowe badania kliniczne, którymi objęto łącznie kilka tysięcy pacjentów, wykazały natomiast z całą pewnością, ze ten lek bardzo wyraźnie zwalnia tempo rozwoju choroby i redukuje częstość jej kolejnych rzutów. Po 24 miesiącach stosowania nowego leku w mózgach pacjentów stwierdzono mniej patologicznych zmian.
Skuteczność fingolimodu była większa niż interferonu beta-1-a, jednego z najczęściej stosowanych dziś leków na SM oraz zbliżona do natalizumabu, który jednak ma tę wadę, że może wywoływać bardzo groźne objawy uboczne. "W przypadku fingolimodu, kilkuletnie badania kliniczne jak na razie nie wykazywały takich poważnych działań niepożądanych" - wyjaśnił prof. Selmaj.
Do najpoważniejszych działań ubocznych fingolimodu neurolog zaliczył przejściowe zwolnienie akcji serca (bradykardię) na początku leczenia u niektórych pacjentów. "Jednak, do tej pory nie prowadziło to do poważnych konsekwencji" - wyjaśnił.
Poza tym, u chorych obserwowano niewielki wzrost ciśnienia tętniczego (1-2 mm Hg), na ogół bezobjawowe i odwracalne podwyższenie poziomu enzymów wątrobowych, nieznaczny wzrost częstości infekcji płucnych oraz infekcji oskrzeli.
W wyższej dawce, tj. 1,25 mg, u nielicznych chorych obserwowano obrzęk plamki żółtej oka, jednak w dawce, w której lek ma być teraz zarejestrowany, tj. 0,5 mg, takich efektów nie stwierdzono, podkreślił prof. Selmaj.