– Pacjenci powinni mieć prawo wyboru, nie mogą być ubezwłasnowolnieni. Jeżeli stać pacjenta na dodatkowe ubezpieczenie czy sfinansowanie zabiegu, to wówczas automatycznie skraca kolejkę oczekujących, a nie ją wydłuża – przekonuje Renata Ruman-Dzido.
Pytanie o... czas
Tymczasem długie oczekiwanie na badanie, zaczyna się już w momencie umówienia się na wizytę u lekarza specjalisty. W ocenie dyrektora Pomorskiego Centrum Zdrowia Publicznego w Gdańsku jedną z głównych przyczyn jest zła organizacja przyjęć pacjentów. Za przykład Jerzy Karpiński podaje choćby zachodnich sąsiadów Niemców, gdzie wszyscy pacjenci nie są wrzucani do „jednego worka”.
– Tam lekarz ma kilka asystentek, które weryfikują potrzeby pacjenta. Wówczas wiadomo, ile czasu mniej więcej poświęci lekarz pacjentowi. Gdyby taki system istniał w naszym kraju wiadomo by było, czy pacjent potrzebuje konsultacji, skierowania na np. kontrolne badanie czy przyszedł powtórzyć leki.
Nasz rozmówca zauważa jednak, że gdyby taki system zaczął funkcjonować w publicznych placówkach zmniejszyłyby się wpływy lekarzy z prywatnej praktyki. – Dlatego też takie systemy są powoli wprowadzane w administracjach prywatnych placówek. Inna sprawa, że przychód lekarza za wizytę prywatną jest nieporównywalnie wyższy, od tego jaki uzyskuje za przyjęcie pacjenta w ramach rozliczeń państwowych – konkluduje Jerzy Karpiński.